Ja bym jednak prosił o szacunek dla Jurka.
Był to na pewno jeden z największych talentów w historii lubelskiego żużla i co jak co ale właśnie szacunek od kibiców to mu się należy chociażby za to , że przez tyle lat nie zmienił barw klubowych, niestety z wielką szkodą dla siebie.
Tacy zawodnicy powinni skupiać się na jeżdżeniu i znalezieniu dobrego menedżera, bo do innych spraw się nie nadają. W tamtych czasach nie było dobrych menedżerów i dlatego Jurek zamiast wymiatać na salonach światowych schodził coraz niżej. Doradcy nie spisali się mówiąc delikatnie a Jurek sam fatalnie pokierował swoją karierą. Szkoda bo rozegranie taktyczne pierwszego łuku w jego wykonaniu to była czysta przyjemność. Nie trafił w dobry czas.
Co nie znaczy, że można sobie teraz z niego kpić. Każdy robi w życiu mniejsze i większe błędy i raz wpływają one znacząco na losy człowieka a raz nie. Stało się tak a nie inaczej i już.
Ja na pewno będę wspominał Jurka jako doskonałego żużlowca i jego wspaniałe akcje.
Z ostatnich czasów piękne wpuszczenie bodajże Kuciapy i jego parowego w płot na meczu w Rzeszowie i wypuszczenie Grzecha Knappa, który fatalnie przerżnął start. 5-1, to była jazda.
Oczywiście największą poezją był słynny mecz w Tarnowie w 2001 gdzie dokonywał cudów. A bieg ze Stachyrą ( chyba 10-ty) gdy Jasiek jechał na pół gazu a ten blokował wściekłe ataki Wardzały po szerokiej i Bendzery po wąskiej - palce lizać. Jak on to zrobił to do tej pory nie wiem. Bo dwóch gości może blokować jednego ale jak jeden zablokował dwóch piekielnie szybkich żużlowców???
Albo słynny trening z Tomkiem Piszczem, który był wtedy w wielkim sztosie? Tomek szedł na fula po szerokiej pod zegarem a ten go tam minął bo poszedł jeszcze szerzej.
Takich akcji było całe mnóstwo więc lepiej je zachowajmy w pamięci a o złych zapomnijmy.
" Jak powiedział mi jeden młody dziennikarz, niektórzy ludzie są genetycznie niezdolni do tego, żeby mówić prawdę" - Jacek Gajewski