Cooper pisze:Bo to było tak:
Ongiś młody Miguel po latach tułaczki spotkał na swojej drodze Don Jacobe, który przygarnął go do swego domu, dał mu prace, a nawet wpisał go do testamentu, a po dwóch latach zaproponował ślub z najpiękniejszą córka. Miguel szczęśliwy cały zgodził się, toastom nie było końca, a uradowany Miguel udał się w ostatnią kawalerską podróż za wielką wodę. Nie zabrał tym razem ze sobą wiernego przyjaciela tułaczki małego Momo Tavareza, który pomieszkiwał w domku letniskowym obok pałacu Don Jacobe. Mały Momo z braku laku, wziął wędkę i udał się w tułaczkę po kraju. Na północy widział jak piękny Roberto wraz z całą ekipą łowi z pięknej łodzi, a na południu skąpy Leonardo rzucał w małego Momo ogonami homarów krzycząc "łap Momo, u Don Jacobe pewnie masz tylko ogony szczura!". I siedział taki Momo zatroskany na brzegu Warty, a że opodal pałac był piękny to zaraz przechodził Don Michelangelo Santo i zapytał czule smutnego Momo "a co Cię trapi chłopcze?". Momo opowiedział wszystko, na co Don Santo rzekł "sprawię ja, że i Ty i Twój Pan bogactwa zaznacie, a i sławy wielkiej, a Ty z drewutni do pałacu przeprowadzisz się". Zaszkliły się oczy Momowe, a że rychło Miguel z wojaży powrócił, tak nie minął tydzień a razem we trzech na uczcie siedzieli, gdzie Don Santo najpiękniejsze dziewczęta zaprosił i całą bogatą rodzinę, a pałace do wyboru zostały Miguelowi przedstawione. Zaświeciły się oczy i Miguelowi, a mały Momo, szarpnął za rękaw szepcząc "zgódź się, a jeden będzie mój". I tak ugryzł Miguel to jabłko i tak poszedł w tańce z tymi dziewczętami, a takie tańce bywa, że kończą się niezwłocznie powiększeniem rodziny, której nim się nasz Miguel obejrzał członkiem został. I wszystko było pięknie i cudownie, ale jednak kac się pojawił, bo i pałac Don Jacobe jakiś wygodniejszy i mieszkańcy znani i przyjaźni,proszą zostań z nami Miguel, a i córka don Jacobe na trzeźwo jakby ładniejsza. Co tu zrobić jednak, jeszcze z podanej ręki Don Santo zmyć wstyd można, ale jak z brzucha wykręcić się? Może mały Momo winę przyjmie na siebie, tylko gdzie on jest? A miłe spojrzenie Dona Santo jakieś srogie bardziej, a i alimenta straszne nalicza bez skrupułów, gdyby Miguel jednak w pałacu Jacobe pozostać chciał.
I tak siedzi Miguel na brzegu rzeki Bystrzycy, nie cieszy się, że pałac najbogatszy w Polsce, żal opuszczać, ale i alimenty płacić żal większy jeszcze. Walka serca z rozumem, a sędzia w kieszeni siedzi.
Liczy po cichu, że może Don Jacobe rękę znowu z pomocą wyciągnie, na alimenty dołoży, ale Don Jacobe, do pokoju Miguela zajrzał jak ten w USA bawił, a tam pod łóżkiem smolone patelnie leżały, jakby cygańskie...
Wtem Don Michelangelo Santo wytrzeźwiał po uczcie wielkiej i o swoim synu marnotrawnym Lingrenusie sobie przypomniał, który z wojaży powrócił, a z których to cenne łupy przywiózł. "Zwątpiłem w Ciebie synu, a Ty ze stu otrzymanych ode mnie srebrników wielokrotnie wartość ich pomnożyłeś" - mówi - "Miguel trzy razy więcej srebrników dostać ma ode mnie, a mnożyć niewiele lepiej od Ciebie potrafi. Zostań ze mną, a pół pałacu swojego Ci oddam i z tego co obiecałem Miguelowi jeszcze coś dorzucę. Obiecaj jedynie, że dla mnie już zawsze tak cenne łupy przywozić będziesz, a nie tylko dla zagranicznych Panów trofea zdobywał będziesz." Dobrze ojcze niech tak będzie" - rzekł Lingrenus. Wysłał więc posłańców Don Michelangelo Santo do Don Jacobe, który na wieść o nowym pomyśle Dona Santo wezwał do siebie Miguela. "Synu mój" - rzekł - "Zostań w moim królestwie, a wiele bitew jeszcze wygramy i największe trofea będziemy zdobywać z innym wielkim wojownikiem Bartolomeuszem, a wynagrodzę Ci to hojnie tak jak sobie to Twój giermek mały Momo wymarzył". Miguel ucieszył się niezmiernie na takie wieści, bo o niczym innym nie marzył niż tylko w Pałacu Don Jacobe pozostać wśród wiernych przyjaciół jego. Alimenta z tyłu głowy jeszcze tylko Miguelowi siedziały, ale i ten problem Don Jacobe wraz z Don Michelangelo Santo rozwiazać mu obiecali.
Koniec ;)